Powrót do kraju po wieloletniej emigracji jest procesem bardzo złożonym i wymaga pewnego przygotowania- zarówno mentalnego jak i fizycznego. Największa zmiana musi zajść w naszej głowie. Moim celem jest właśnie pokazanie wam, że jest to możliwe, a większość barier „siedzi” w nas samych. W tym artykule przedstawię wam moje własne doświadczenia i rady, które być może zainspirują Was do podjęcia właściwej decyzji.
Moja emigracja
W styczniu 2005 roku, w nadziei na „lepszą przyszłość”, wyjechałem do Wielkiej Brytanii. Trafiłem do miasta Blackpool, położonego na północ od Liverpoolu, gdzie przez pierwsze dwa tygodnie pracowałem za darmo u miejscowego „specjalisty” od wykorzystywania Polaków. Muszę jednak przyznać, że była to świadoma decyzja i wiedziałem, na co się piszę. Szybko zmieniłem pracę – z budowlanki przeszedłem na „zmywak”, a następnie podjąłem zatrudnienie jako hydraulik w dobrze prosperującej firmie.
W 2009 roku kryzys ekonomiczny dotknął moją firmę, więc zdecydowałem się na przeprowadzkę do Londynu. Tam moje życie nabrało tempa pod każdym względem – zarówno zawodowym, jak i towarzyskim, a także uczuciowym. Poznałem moją żonę, z którą później założyliśmy wspólny biznes, dobrze prosperujący do końca naszego pobytu w Wielkiej Brytanii. W międzyczasie urodziły się nasze dzieci, a my wybudowaliśmy dom.

Pierwsze promyki tęsknoty
W ciągu dziesięciu lat pobytu w UK w ogóle nie myślałem o powrocie. Mało tego, byłem jednym z tych, którzy reagowali na powroty znajomych słowami: „Po co tam jedziesz? Kiedy wracasz? Do czego?” i podobnymi pytaniami. Byłem przekonany, że moja przyszłość jest na Wyspach. Jednak wraz z pojawieniem się dzieci wszystko w naszym życiu się zmieniło.
Zaczęły pojawiać się myśli, że babcia i dziadek mogliby mieszkać bliżej, a nasze dzieci mogłyby mieć kuzynów na co dzień. Zacząłem myśleć o powrocie, ale te myśli rozbijały się o ścianę tego, co już osiągnąłem w UK, i świadomość, że musiałbym to wszystko zostawić i zaczynać od nowa. W końcu prowadziliśmy własną firmę, w którą włożyliśmy mnóstwo zaangażowania – mieliśmy bazę klientów, zawodowe kontakty, uprawnienia itd. A przede wszystkim mieliśmy pieniądze i nie musieliśmy martwić się o jutro.
Perspektywa zamiany tego dobrobytu na niewiadomą budziła we mnie przerażenie, więc odłożyłem pomysł na powrót „na kołek”, niczym smycz po spacerze z psem. Chciałbym jednak podkreślić, że z perspektywy czasu dostrzegam, jak istotna była ta pierwsza myśl, ten pierwszy impuls. To właśnie dzięki niemu zaczynamy sobie uświadamiać, że jednak czegoś nam brakuje.
Podczas jedenastego roku naszego pobytu w UK żona powiedziała: „Kuzynka wychodzi za mąż, szykuje się ślub”. Wesele miało odbyć się w lipcu. Stawałem na głowie, żeby przekonać moją drugą połówkę, abyśmy nie jechali do Polski.
Używałem argumentów typu: „Przecież jest sezon wakacyjny, lepiej pojechać na południe Francji na camping…”. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy, że pojedziemy na ślub, a potem wybierzemy się nad polskie morze.

Podczas weselnego pobytu w Polsce, jadąc przez moje rodzinne miasto – Rybnik – naszą terenówką na angielskich blachach, doznałem olśnienia. Pomyślałem: „Przecież ludzie tutaj żyją”. To był punkt zwrotny. Od tamtej pory zaczęliśmy intensywnie myśleć o powrocie. Po wycieczce nad polskie morze byliśmy jeszcze bardziej zafascynowani ojczyzną.
Zakup zeszytu i podjęcie decyzji
W celu uporządkowania myśli kupiłem zeszyt, w którym zapisaliśmy „listę za i przeciw” oraz spisaliśmy, co trzeba zrobić, aby wrócić do Polski: jakie informacje sprawdzić, jakie bariery pokonać. To był swoisty biznesplan emigranta myślącego o powrocie. Wszystko to miało miejsce na owym campingu. Od tamtego dnia codziennie myślałem o powrocie (żeby nie powiedzieć – dzień i noc).
Mieliłem te myśli, planowałem, przerabiałem w głowie wszystkie możliwe scenariusze. Żyłem tym, i nie powiem, żeby było to komfortowe uczucie – ciągłe rozważania mnie męczyły. W kwietniu 2016 roku pojechaliśmy na tydzień do Kornwalii na camping. Spędziliśmy tam naprawdę fajny czas, ale po powrocie smutek nie ustąpił. Za długo nosiłem w głowie te wszystkie myśli o powrocie.
Widząc moje potyczki umysłowe, żona powiedziała: „Jeśli Cię to tak męczy, to czemu nie podejmiesz decyzji o sprzedaży domu?”. To był potrzebny kopniak w tyłek, a zarazem moment, w którym jeden rozdział się zamknął, a drugi otworzył.
Następnego dnia kupiliśmy farby, żeby „odpicować” dom, a tydzień później był już wystawiony na sprzedaż. Mniej więcej po miesiącu i czterdziestu oglądających otrzymaliśmy atrakcyjną ofertę. Zastanawialiśmy się, czy ją przyjąć, aż w końcu kupująca dołożyła jeszcze więcej! Decyzja zapadła. Potem pojawił się jeszcze stres, czy transakcja dojdzie do wymiany kontraktów.
Brexit-referendum było dla mnie wydarzeniem niezwykle stresującym, a kurs funta w tamtym czasie spędzał mi sen z powiek.
Transakcja sprzedaży domu przebiegła gładko i sprawnie, a już wkrótce nasze życie było spakowane w kartonach, gotowe do powrotu. Firma przeprowadzkowa zabrała nasze „graty”, żona z dziećmi poleciały samolotem, a ja wyruszyłem samochodem z psem. Pewnie w całym życiu nie ma zbyt wielu chwil nacechowanych tak pozytywnymi emocjami, jak ta życiowa zmiana.
Pierwsze kroki w Polsce
Cieszyłem się jak dziecko, jadąc do Polski, a przy przekroczeniu granicy Niemcy-Polska przeszył mnie pozytywny dreszcz. Łzy spłynęły mi po policzkach – pobeczałem się i śmiałem jednocześnie, mówiąc sam do siebie: „Wróciłeś, zrobiłeś to, o czym marzyłeś!”.
W Polsce zatrzymaliśmy się chwilowo u teściów, kupiliśmy dom i zaczęliśmy go wykańczać. Po dwóch miesiącach był na tyle gotowy, że mogliśmy się wprowadzić. Pracy przy nim wciąż jest sporo, ale wszystko robimy we własnym zakresie, dzięki czemu nie wydajemy pieniędzy na fachowców. W przyszłym miesiącu otrzymam dotację i zacznę własną działalność.
Dzieci są zadowolone – chodzą do przedszkola i, jak to dzieci, cieszą się każdą chwilą. Rodzina jest blisko, sezon grillowy właśnie się rozpoczyna, a babcie są w gotowości, by zaopiekować się dziećmi w weekend. Motocykle stoją w garażu, gotowe do jazdy, a ja codziennie chodzę na spacer z psem i podziwiam nasze polskie klimaty – łąki, lasy, polskie domy. Wciąż czasami nie mogę uwierzyć, że spełniliśmy nasze największe marzenie!

Tematu, jak żyje się w Polsce od strony finansowej, nie będę szczegółowo omawiać – Klaudia zrobiła to bardzo dobrze w swoim artykule. Myśląc o powrocie, musimy „zważyć” wiele czynników, stworzyć przynajmniej zarys działania po powrocie i, jeśli to możliwe, mieć kapitał, który zapewni nam elastyczność i bezpieczeństwo.
Piszę to, bo kiedyś byłem na Twoim miejscu – emigrantem szukającym pozytywnych informacji o powrocie, bijącym się z własnymi myślami, próbującym jednego dnia zabić tęsknotę, a drugiego ją ożywić. Pomyślałem, że moje doświadczenia mogą być dla Ciebie pomocne.
Podsumowując, gdybym miał podzielić się listą rad opartych na własnych doświadczeniach i przemyśleniach, wyglądałaby ona tak:
- Pierwsza myśl o powrocie zwiastuje, że gdzieś w głębi serca masz już dość tej całej emigracji i chciałbyś wrócić. Wraz z tą myślą budzi się tęsknota – nie walcz z nią! Z tęsknotą nie da się wygrać, ale możesz ją wykorzystać jako swój motor napędowy do działania. Zastanów się, czy naprawdę chciałbyś, aby uczucie tęsknoty towarzyszyło Ci do końca życia?
- Może się wydawać, że z różnych powodów powrót jest nieosiągalny. Nie powinieneś tak myśleć! Szczęśliwy powrót jest na wyciągnięcie ręki. Skup się nie na ludziach, którzy narzekają, ale na tych, którym się udało. To ich historie mogą Cię zainspirować i sprawić, że powrót stanie się bardziej realny.
- Kiedyś, na urodzinach w gronie „dobrych znajomych”, oświadczyliśmy z żoną, że chcemy wrócić do Polski. Towarzystwo nas wyśmiało. :) Dziwiłem się, że nikt nie powiedział wtedy: „Czujesz, że tak będzie dobrze? To wróć, trzymam kciuki, żeby Ci się powiodło”. Zrozumiałem, że moi „dobrzy znajomi” to tak naprawdę znajomi z braku lepszej alternatywy.
- To Ty jesteś najważniejszy/a – to Twoje życie. Jeśli chcesz wrócić, nie słuchaj innych. Najważniejsze jest to, aby myśleć o powrocie. Kiedy skupiasz się na tym celu, zaczynają pojawiać się sprzyjające wydarzenia i życiowe możliwości.
Jeśli czujesz, że Twoja dusza się dusi z powodu emigracji, jeśli często myślisz o powrocie, jeśli masz wrażenie, że nie jesteś u siebie, a jednocześnie pamiętasz zapachy z dzieciństwa kojarzące się z wakacjami u babci… Jeśli w Twojej głowie pojawiają się obrazy zielonych polskich drzew w słoneczny dzień, a w trakcie dnia „przechadzasz się” myślami po swoim polskim mieście, to znak, że czas działać!
Potrzebujesz tylko porządnego kopniaka, by zacząć realizować swoje marzenie. Powrót jest realny w każdym przypadku! Niech ten tekst będzie dla Ciebie takim kopniakiem – działaj!
Dioblik